9:30 zbiórka w holu. Mimo, że hala turniejowa znajdowała się po drugiej stronie ulicy, czekał na nas, duży rejsowy autokar. Mówiąc przez ulicę, mam na myśli sześć pasów w jedną stronę i sześć w drugą. Trudno taką ulicę przejść, a stosunek białoruskich policjantów do porządku, jest delikatnie mówiąc – nadgorliwy. Lepiej nie sprawdzać go na sobie.
Porządek panuje w każdym miejscu. Wszystkie ulice są "wylizane". Stada sprzątaczy, ospałym krokiem przemierzają ulice, jakby mieli włączony tryb oszczędzania energii. Chyba to jakiś sposób na bezrobocie, rodzaj robót publicznych. "Sprzątają te ulice mimo, że po śmieciach ani śladu."
Turniej na Białorusi, to ciekawe przeżycie, szczególnie jeśli ktoś jest bystrym obserwatorem stosunków międzyludzkich. Podobnie, jak te czyste ulice, cała organizacja turnieju, była nienaganna. Wręcz koncertowa. Uwzględniając nieprzespaną noc, to jedyny mankament mojego pobytu. Można powiedzieć: same "plusy dodatnie".
W ciągu dwóch dni sędziowałem trzy duże turnieje. Puchar Europy w dziesięciu tańcach oraz dwa turnieje IDSF w standardzie i w tańcach latynoamerykańskich.
Sędziowanie turnieju w dziesięciu tańcach, na tak wysokim poziomie, to ciekawe doznanie. Sam turniej jest zjawiskiem społeczno-socjologicznym oraz psychologicznym. To w jaki sposób oddziaływują na siebie dwa style, a także do jakiego stopnia posunięta jest niezamierzona sędziowska ignorancja, mogłoby być tematem badań naukowych. Wyniki sędziowania, które byłyby nie do zaakceptowania w stylach tanecznych, nagle stają się "oczywistą oczywistością". Mam wrażenie, że sędziuję oba style jednocześnie w tym samym czasie. Taki latyno-standard, taneczny salceson.
No, ale to tak na marginesie, gdyż sam turniej jako impreza w której uczestniczyło 19 par z poszczególnych krajów Europy – miód malina. Wszystko na swoim miejscu.
Bardzo miło zaskoczyła mnie polska para:
Mateusz Śmikiel i Maria Sielicka. Występ zakończony na
szóstym finałowym miejscu, (po cichu liczyłem na więcej) to niezły wynik, jeśli uwzględnimy, że na ostatnich mistrzostwach w dziesięciu tańcach, para ta była, pierwszą parą poza finałem, plasując się na siódmym miejscu. Strach pomyśleć co by się działo gdyby pojawili się aktualni Mistrzowie Polski.
Nasi reprezentanci, mimo, że nie zdobyli medalu, spisali się na medal.
Gdyby poza ciekawym stylem w LA, popracować nad rytmem i szybkością oraz nad prawidłową prezentacją w standardzie (rama) wynik mógłby być o wiele wyższy.
Zwycięzcami Pucharu zostali :
Yury Simachev i Anastasia Klokotova, tancerze specjalizujący się w stylu latynoamerykańskim. Doceniam w pełni bardzo dobry (dobrze zadziałał) kamuflaż standardowy. Piękne drogie stroje, efektowna choreografia, wola rywalizacji i pewność siebie, (żeby tak jeszcze "dobry" taniec) dały wysoki rezultat w postaci 3 miejsca w standardzie. Wygrana w LA to bezapelacyjne zwycięstwo pary rosyjskiej w kombinacji. (Moim skromnym zdaniem Yuri zbyt często odwiedza siłownię).
Drugie miejsce to jakby odwrotność pierwszej pary. Doskonały standard pary z Niemiec kontrastował z nieudolną łaciną. Sędziowie i w tym przypadku ulegli magii dziesięciu tańców, sędziując parę:
Steffen Zoglauer i Sandra Koperski na tyle wysoko w LA, iż zaowocowało to wynikiem w postaci drugiego miejsca.
Trzecie miejsce. Para gospodarzy,
Artsiom Kazyra i Anastasia Veslova. Sądząc po minach podczas prezentacji miejsc, odczułem, że liczyli na więcej, a może to tylko wrażenie. Mam do nich stosunek ambiwalentny. Doceniam siłę woli, zaangażowanie w miarę dobre wyszkolenie warsztatowe także równość stylów, jest coś jednak w partnerze co powoduje negatywne wrażenie a nawet zażenowanie. Jest to przesadna mimika twarzy Artsioma. Zawsze uważałem to za brak harmonii pomiędzy widzem a tancerzem. Widz, który powinien w pełni i dogłębnie "przeżyć" taniec, a tancerzami, którzy poprzez taniec dostarczają wrażeń i emocji. W tym przypadku sytuacja jest odwrotna, to para przeżywa, dając uczucie niesmaku.
To tak jakby ktoś po powiedzeniu kiepskiego kawału, zaczął się głośno śmiać. "Żenua". Jednak trzeba powiedzieć para najbardziej wyrównana w stylach obok pary polskiej i austriackiej.
Vadim Garbuzov i Kathrin Menzinger (Austria). Solidny taniec, bez fajerwerków oraz odczucia obcowania z tańcem "astralnym". Oparty na tych wszystkich elementach, które na turnieju mają duże znaczenie. Para wyrównana w obu stylach, i co jest ważne mają "luka".
Niespodzianka,
Marta Kocik reprezentująca Danię. Duet z
Nikolajem Lund, to kawałek porządnego tańca, szczególnie tańce latynoamerykańskie to ich domena.
Martę pamiętam z Mistrzostw Polski w dziesięciu tańcach, jako uniwersalną i stylową partnerkę. Bardzo się cieszę, że udało się jej z tak dużym powodzeniem kontynuować i rozwijać karierę taneczną.
Bardzo żałuję, że następnego dnia w IDSF Latin, nie zobaczyłem na parkiecie Mateusza i Marii. Jestem pewien, że mieli ogromne szanse na rewanż z parami, z którymi przegrali w Pucharze.
To co bardzo mi się spodobało u nich to ciekawa relacja w parze, pomiędzy partnerem i partnerką, ciekawy mix w postaci "kobiety i mężczyzny". Fajna damsko-męska mieszanka z dozą dużej elegancji. Taniec nie oparty na zbyt dużej ilości tricków. Poza tym sporo mocnego "dołu", coś co bardzo cenię. Myślę, że szóste miejsce nie odzwierciedliło w pełni umiejętności Mateusza i Marty.
Białoruś to ciekawy kraj, taki rodzaj eksperymentu w postaci połączenia
cech i symboliki kraju komunistycznego oraz gospodarki rynkowej. Nie
jestem pewien czy chciałbym tam mieszkać, zbyt dużo znaków zapytania. "A
dlaczego nie ma tu okien, dlaczego nie ma tu klamek???".
No
właśnie dlaczego w tak dużym mieście jak Mińsk o siódmej rano, nie ma
korków, czyżby cud inżynierii budownictwa drogowego??? Dlaczego przy
lotnisku przy hali odlotów, stały może cztery samochody, a ogromne
lotnisko świeciło pustką? Coś mi się wydaje, że nie jest to efekt
zbiorowej niechęci do motoryzacji i podróży zagranicznych. Pytanie
zostawię bez odpowiedzi, bo i nie mnie takich odpowiedzi udzielać.
Jedno
jest pewne, taniec na Białorusi ma się nieźle. Połączenie ogromnego
wysiłku organizacyjnego ze strony organizacji amatorskiej w połączeniu
ze wsparciem z Departamentu Kultury, daje efekty.
Cały dwudniowy
turniej to pokaz organizacyjny na najwyższym poziomie. Orkiestra o
rozmiarach trzech drużyn futbolowych z trójką doskonałych wokalistów,
wieńczyły ten pokaz możliwości białoruskiej organizacji tanecznej. Miód
na uszy i oczy. Oprawa, wystrój sali, oświetlenie, prowadzenie, górna
półka.
Sędziowie posługiwali się palmptopami. Doskonale,
skutecznie, poprawia to, możliwość szybkiej selekcji wytypowanych do
następnej rundy par. Wielka wygoda i duża pomoc. Kiedy w Polsce? PTT
czekamy na palmptopy! Czas podjąć finally decision - Panie Franku.
Podróż
do domu, rozklekotanym samolotem linii Białoruskich, trwała kilka
minut. Nie jestem rannym ptakiem a 6:00 rano to 5:00 w Polsce!
Przyłożyłem głowę do oparcia, a tu Okęcie. Fajnie być w domu. Zatłoczone
ulice Warszawy - uśmiechnięte twarze, gwar ludzi i natłok samochodów,
jak ja to lubię. Warto podróżować. Podróże kształcą ...
Arkadiusz PavlovićArtykuły Pana Arkadiusza Pavlović: